Trudność funkcjonowania w szufladce
Dzieci w wieku gimnazjalnym rozwojowo znajdują się w bardzo niewygodnej sytuacji – z jednej strony bardzo potrzebują uczestnictwa w grupie, jej akceptacji, poczucia przynależności, z drugiej – chcą poczucia bezpieczeństwa, miłości, akceptacji od dorosłych opiekunów. Jak to pogodzić? Rola gimnazjalisty, nastolatka niesie ze sobą wiele tego typu „sprzeczności”, fachowo nazywanych napięciami roli. Pracując z gimnazjalistami (w świetlicy i w szkole) zaobserwowałam wiele napięć, z których jedno szczególnie przykuło moją uwagę. Roboczo nazwałam je „trudnością funkcjonowania w szufladce”. I tym chcę się w tej pracy podzielić.
Najczęstszym problemem, który zgłaszają dzieci przychodzące po „poradę” jest poczucie niesprawiedliwego potraktowania. Często mówią: „Bo zawsze wszystko jest na mnie”, „Choćbym nie wiem co zrobił i tak jest źle”, „Pani sobie mnie upatrzyła” itd., itp. Ważne wydaje mi się dodanie iż uczniowie, którzy przychodzą z taką skargą, mają świadomość własnych słabości, tego, że zdarza im się przeszkadzać na lekcji, „podpadać nauczycielom”. Mają jednak poczucie, że nie jest to tak częste jak widzą to nauczyciele właśnie. Wiem, że każda strona na ogół broni swojej wersji i niekorzystne dla uczniów byłoby przyznanie słuszności zarzutom nauczycieli, mam jednak powody by wierzyć uczniom, by wierzyć w nie zawsze sprawiedliwe traktowanie przez osoby uczące. Pierwszym powodem jest fakt, że uczniowie ci sami często przychodzą z takim problemem. Gdyby przysłał ich nauczyciel – takie argumenty mogłyby mieć za zadanie obronę. Skoro jednak sami zgłaszają tego typu sytuacje – zakładam, że coś musi w tym być, że czują się tak jak mówią. Drugim powodem, dla którego wierzę uczniom, jest fakt, że wszyscy, więc także nauczyciele, są tylko ludźmi i po ludzku odbierają świat. Ze wszystkich stron bombardują nas niezliczone ilości przeróżnych informacji. Aby nie zagubić się wśród nich stosujemy różne techniki. Między innymi upraszczamy otaczającą nas rzeczywistość, „idziemy na skróty”, operujemy stereotypami, budujemy szersze kategorie (szufladki), które pomagają nam uporządkować otaczający świat. I to jest w porządku, pozwala nie zwariować w natłoku informacji. Trzeba jednak co jakiś czas weryfikować swoją wiedzę, przekonania, zrobić porządek w szufladach (skoro już posługuję się tą metaforą), by nikogo swoimi przekonaniami nie zranić czy nie potraktować niesprawiedliwie. Jest łatwo i wygodnie słysząc w klasie szum za swoimi plecami „wiedzieć” od razu kogo za to skarcić, upomnieć, czy jednak jest to wychowawcze? Czy motywujące?
Postawmy się w sytuacji „złego ucznia”. Zawsze wszystkiemu on jest winien, to on jest pierwszą osobą, którą się podejrzewa o złe zachowanie, stwarzanie problemów. Z drugiej strony jego starania, próby poprawy zamiast pochwalić często kwituje się słowami: „Cóż w tym niezwykłego, zawsze tak powinno być...”, „Wreszcie coś dotarło...”, „Co ty znów kombinujesz...”. Nie jest łatwo, prawda? Wszyscy lubimy pochwały, lubimy gdy inni docenią nasze starania. Jeśli jednak wciąż spotykalibyśmy się z podejrzliwością, krytyką, niedowierzaniem naszym osiągnięciom – dużo samozaparcia i wiary w siebie musielibyśmy wykazać, by wciąż chciało nam się starać.
Zastanówmy się też nad tym jakie są konsekwencje „szufladkowania” uczniów (zwłaszcza do tych „dolnych szufladek”). Po pierwsze (o czym już wspomniałam) – brak motywacji do poprawy. Po drugie: ryzyko utożsamienia się uczniów z przypisaną im rolą („skoro nic nie robię dobrze, to niech więc chociaż dobrze będę złym uczniem”). I po trzecie (ściśle związane z drugim): ryzyko potwierdzenia się samospełniającej się przepowiedni. Przyjrzyjmy się temu mechanizmowi: nauczyciel „wie”, że dany uczeń jest agresywny, odnosi się więc do niego wrogo, niesympatycznie, czyniąc wyrzuty (atakując). Jak więc ma odpowiedzieć uczeń? Trudno jest uśmiechać się i być miłym dla kogoś, kto nas traktuje z niechęcią. Uczeń więc odpowiada (może nawet „odburknie”) bez uśmiechu, nie patrząc na nauczyciela, albo bez sympatii patrząc mu przenikliwie prosto w oczy. Więc co ma prawo pomyśleć nauczyciel? No tak, miał rację, ten Kowalski to naprawdę nieprzyjemne dziecko... Błędne koło, z którego jednak można znaleźć wyjście trzeba tylko uzbroić się w dobrą wolę i duuużo cierpliwości. Ale przyjrzyjmy się także „górnym szufladkom”, szufladkom zamieszkanym przez dobrych uczniów. Oni pewnie mają łatwiej, ale czy zawsze? Kilkakrotnie spotkałam się z sytuacjami kiedy „dobrzy uczniowie” skarżyli się, że za kolejne dobre oceny, osiągnięcia nikt ich już nie chwali, bo to „normalne”. Nie chwaląc, jednocześnie wymaga się od nich utrzymywania stale wysokiego poziomu (czasem wręcz za cenę zdrowia) i wytyka potknięcia. Mimo to faktem jest, że „dobremu uczniowi” więcej się wybacza, ale można też doprowadzić do sytuacji, że „dobry uczeń” po jakimś czasie nie okazuje się już taki dobry, tylko wspiera się na wypracowanej wcześniej opinii (znów kłania się nasze wygodnictwo, niesprzątanie szufladek i potrzeba bezpieczeństwa, którą szufladki zaspokajają). Znów pojawia się problem z motywacją: „Nie muszę się starać, bo cokolwiek bym nie zrobił i tak będzie dobrze”.
Jeszcze jedną trudnością wynikającą z zamieszkiwania „wyższej szuflady” są problemy w relacjach z rówieśnikami. Najlepsi uczniowie często są zauważani i doceniani gdy trzeba odpisać pracę domową, pouczyć się do trudnego sprawdzianu, zapomina się jednak o nich przy okazji imprez, prywatek, dyskotek. Tak jakby z góry wiadomo było, że nie zechcą, że nie lubią, albo, że będą nudnymi kompanami do zabawy. Przykre etykietki, prawda?
Jak zatem widać – trudno jest funkcjonować w szufladce, podołać jej wymaganiom, „przyciąć” swoją bogatą, różnorodną osobowość do jej sztywnych wymiarów. I to bez względu na to, czy mówimy o tych górnych, czy dolnych szufladkach.
Autor: Ewa Winiarczyk