Nr 20 - 2011 Beneficjenci programu EFS "Po prostu Poradnia" - opisy przypadków
Magazyn Dobre Praktyki
http://dobrepraktyki.ehost.pl/nr20/artykul_20_2.php
Nr 20 - 2011
Beneficjenci programu EFS "Po prostu Poradnia" – opisy przypadków
Dla każdego z beneficjentów projektu przygotowano indywidualną ścieżkę działania, dlatego opisywane historie tak różnią się od siebie.
Elwira – 27 lat, niepełnosprawność w stopniu umiarkowanym, zaburzenia lękowe, napady paniki. Od kilku lat nie podejmowała żadnej aktywności, każda ją przerażała, przerwała studia wyższe na drugim roku, przebywała w domu z chorą matką. W ubiegłym roku matka nagle zmarła, ojciec poszukując pomocy zgłosił się z córką do Poradni, w kwietniu. Elwira była hospitalizowana, mogła kontaktować się z Poradnią jedynie w weekendy. Pobyt w szpitalu przedłużył się do września, w tym czasie Poradnia utrzymywała z nią kontakt telefoniczny, informując za każdym razem, że miejsce czeka na nią. We wrześniu Elwira zakończyła leczenie szpitalne i zaczęła korzystać z pomocy Poradni. Kolejno uczestniczyła w kursie komputerowym, a następnie w warsztatach aktywizacji zawodowej „I krok”, równolegle korzystając z wsparcia indywidualnego doradcy zawodowego. Uczestniczyła we wszystkich spotkaniach stając się oparciem dla innych i wiele wnosząc do grupy. Uczestnictwo w zajęciach pokazało jej, że lęk się zmniejsza lub nie pojawia, gdy podejmuje jakieś działanie. Pod koniec trwania warsztatów Stowarzyszenie otrzymało ofertę pracy z jednego z zakładów pracy chronionej, poszukiwano osób do zespołowej, niezbyt ciężkiej pracy fizycznej. Troje beneficjentów zdecydowało się wspólnie pojechać na rozmowę kwalifikacyjną; było to niesłychanie ważne zarówno dla Elwiry, jak i dla pozostałych osób z podobnymi problemami. Pojedynczo prawdopodobnie nie dojechaliby na spotkanie. Przez doradców Poradni zostali umówieni z pracodawcą, doradcy też byli obecni w siedzibie pracodawcy w trakcie rozmów kwalifikacyjnych. Elwira została przyjęta do pracy. Równolegle korzysta też ze spotkań w „Domu Pod Fontanną” (zajęcia dla osób z problemami psychicznymi). Wprawdzie ta pierwsza praca jest poniżej jej możliwości intelektualnych, ale wspólnie ze specjalistami z Poradni uznano, że najpierw powinna zmagać się z sytuacją bycia wśród ludzi i codziennym chodzeniem do pracy, a potem z dalszymi celami. Ma rozpocząć naukę w szkole policealnej – teraz czeka ją wybór przyszłego zawodu, a przedtem praca z brokerem edukacyjnym.
Opracowanie na podstawie opisu doradcy zawodowego Agnieszki Żarneckiej
Julia – 37 lat, jest kobietą z czterokończynowym mózgowym porażeniem dziecięcym, porusza się na wózku inwalidzkim, ma orzeczony znaczny stopień niepełnosprawności, otrzymuje rentę socjalną. Ukończyła specjalną szkołę podstawową, ale przez 20 lat przebywała w rodzinnym domu, skutecznie izolowana od wszelkiej aktywności poza incydentalnymi spotkaniami, które dla osób z niepełnosprawnością robią organizacje pozarządowe. W domu nie było nawet zachęt typu „spróbuj wytrzeć kurze”, nie było nawyku czytania, przysłowiowe cztery ściany, telewizor i pełna obsługa, gdyż mama „wszystko zrobi lepiej i oczywiście prędzej”. Do Poradni zgłosiła się z poczuciem bezsensu życia, z obniżonym nastrojem, z wszechogarniającym ją smutkiem. Już po wstępnym wywiadzie wiadomo było, że przyczyną może być bezczynność i brak perspektyw. Poradnia zastosowała wobec Julii „zmasowany atak”: konsultacje doradców zawodowych, psychologa, brokera edukacyjnego oraz usługi asystenta osoby niepełnosprawnej. Nie tylko z projektu EFS, ale i w ramach projektów finansowanych ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i Fundacji „Wspólna Droga” udział (czasem dwukrotny) w warsztatach motywacyjnych, komunikacji społecznej i aktywizacji zawodowej a także kurs komputerowy – wypożyczono jej komputer odpowiednio oprzyrządowany. Celem takiego postępowania było pobudzenie aktywności Julii, nauczenie samodzielnego podejmowania decyzji, doprowadzenie do momentu zrozumienia, że jej szansą życiową jest uzyskanie średniego wykształcenia, dobre umiejętności komputerowe, a w perspektywie praca. Jednocześnie pracowano z rodziną, szczególnie z matką, by zrozumiała, że za córkę żyć nie może. Trwało to ponad rok. Julia podjęła decyzję o pójściu do szkoły – Centrum Kształcenia Ustawicznego. Została przyjęta do szkoły bez jakiejkolwiek interwencji, naukę rozpoczęła od semestru zimowego 2011 roku. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie trudno, bo ponad 20-letnia przerwa w nauce w szkole specjalnej, zmienione wymagania, system ocen, itp. Matka wciąż się bała. Zespół Poradni przygotowywał Julię do tych trudności, nawet do tego, że pierwszy semestr trzeba będzie powtórzyć. W nauce pomagają Julii wolontariusze, których znalazła Poradnia. W Julii nastąpiła szokująca zmiana: jest otwarta, radosna, z entuzjazmem opowiada o szkole, kolegach, snuje plany. Zmiana jest tak wyraźna, że rodzina włączyła się w proces edukacyjny. Niestety szkoła okazała się nieprzygotowana do edukacji włączającej. Lekcje na różnych piętrach, stała zmiana sal i żadnej pomocy w przemieszczaniu się naszej beneficjentki. Włączył się asystent z Poradni, rodzina, ale bywało, że Julia na czworakach wdrapywała się po schodach, a jej koledzy taszczyli wózek. Julia dała radę i wydawało się, że najwyżej powtórzy I semestr – trzeba jednak było zdać egzaminy końcowe. Egzaminy są wyłącznie pisemne, trzeba je pisać ręcznie, mowy nie ma o zdawaniu egzaminów ustnych, jako narzędzia zapisu nie przewidziano komputera. Szkoła miała tylko jeden pomysł – nie klasyfikować! W tej sytuacji brokerka edukacyjna Poradni pomagająca Juli zwróciła się do kuratorium o interpretację przepisów. Udało się – Julia ukończyła I klasę liceum, do matury ma tylko 2 lata.
Opracowanie na podstawie opisu brokera edukacyjnego Grażyny Przybysz
Stefan – 45 lat, umiarkowany stopień niepełnosprawności. Ma wyższe wykształcenie, dawniej – psychoterapeuta uzależnień. Od wielu lat nie pracował z powodu zaburzeń depresyjnych oraz niespecyficznych dolegliwości dróg oddechowych i sercowych. Mieszkał z chorą na chorobę wieńcową matką, z którą był w bardzo ostrym konflikcie, co wywoływało u niego poczucie winy i odpowiedzialności za jej chorobę. Zgłosił się z powodu nasilających się problemów emocjonalnych, które uniemożliwiały mu ułożenie sobie życia. Potrzebna mu była praca, do tej pory żył z pieniędzy, które dostał w spadku po ojcu. Planował wyprowadzenie się z mieszkania matki, chciał też zająć się swoim zdrowiem, ponieważ problemy z drogami oddechowymi oraz sercem nie zostały u niego zdiagnozowane. Lekarze podejrzewali, że przyczyna niespecyficznych problemów zdrowotnych leży w psychice pacjenta. Stefan dostawał skierowania do różnych placówek zajmujących się terapią nerwic. W każdej czuł się nieakceptowany przez grupę, krytycznie oceniał też pracę terapeutów. Nie dokończył żadnej z zalecanych terapii, był bardzo labilny emocjonalnie, miał zaniżoną samoocenę, dręczyło go poczucie winy wobec matki oraz poczucie bycia odrzuconym i nieakceptowanym przez wszystkich. Czuł, że jest bardzo samotny i pozbawiony wsparcia. Powstrzymywał się od podejmowania działań mających na celu poprawę jego sytuacji życiowej przekonany o tym, że mogą one zaszkodzić innym, np. matka zdenerwuje się z powodu jego przeprowadzki, dostanie zawału serca i umrze. Przeczuwał, że poczucie winy, które pojawiłoby się w takiej sytuacji byłoby dla niego nie do zniesienia. Poczucie winy odczuwał także wobec swoich czterech kotów. Uważał, że ma ich zbyt dużo, żeby móc wszystkim zapewnić odpowiednią opiekę, ale jednocześnie nie mógł zdobyć się na oddanie któregoś z nich nawet osobie zaufanej. Był przekonany, że oddanemu zwierzęciu stanie się krzywda i to on będzie za nie odpowiedzialny. Dodatkową trudnością dla Stefana było to, że przez wiele lat pracował w zawodzie psychoterapeuty. Z jednej strony ograniczało mu to możliwości wyboru placówek terapeutycznych i usług, z których mógłby swobodnie korzystać. Z drugiej strony odnosił się bardzo krytycznie do pracy terapeutów, zarzucając im niekompetencję oraz niewłaściwe podejście do klienta. W teście uzyskał wysokie wyniki w skalach mierzących poziom lęku, nadwrażliwość interpersonalną, depresję oraz natręctwa. Podczas terapii postanowił przerwać „zaklęty krąg” zazębiających się problemów i podjąć konkretne działania. Uznał, że ich konsekwencje wcale nie muszą być gorsze niż sytuacja, w której się znalazł. Założył też, iż istnieje możliwość poradzenia sobie ze skutkami podjętych decyzji. Dużo czasu poświęcono pracy z nim nad zaniżoną samooceną oraz poczuciem winy. Wprawdzie nie udało się ich zupełnie zlikwidować, ale cechy te przestały determinować odejmowane przez klienta działania, co sprawiło, że zaczął być bardziej aktywny. Stefan zapisał się na badania lekarskie, skontaktował z prawnikiem w sprawie mieszkania, wybrał tanie mieszkanie poza miastem, odnowił dwie znajomości sprzed lat. Jedna z tych osób wyraziła chęć wynajęcia wspólnie z nim mieszkania oraz pomocy w opiece nad kotami. Wyraził chęć uczestnictwa w grupie wsparcia, założył też możliwość konsultacji psychiatrycznej i ewentualnego leczenia w przypadku, gdyby wyniki badań wyeliminowały somatyczną przyczynę zaburzeń sercowo-oddechowych. Kolejnym krokiem ma być spotkanie z doradcą zawodowym i aktywizacja w innym niż wykonywanym przed laty zawodzie. Stefan wymaga dalszego wsparcia psychologicznego.
Opracowanie na podstawie opisu psycholog Anny Baczyńskiej
Zofia – ma ponad 50 lat, średnie wykształcenie, orzeczoną niepełnosprawność w stopniu znacznym (narząd ruchu – utrudnione i bolesne poruszanie się). Zgłosiła się do Poradni w poszukiwaniu pomocy w znalezieniu pracy… dla jej męża, który nie jest osobą z niepełnosprawnością, stracił pracę i załamał się nerwowo. Zofia ponad 20 lat temu pracowała w biurze, potem była panią domu i mamą (syn jeszcze się uczy). Taki tradycyjny model rodziny bardzo jej odpowiadał. Szybko następujący kryzys finansowy rodziny był dla niej sytuacją nową, trudną do „oswojenia”, odbieraną jako tragedia. Po wielu konsultacjach z doradcą zawodowym i psychologiem zaczęła rozumieć konieczność własnej aktywizacji zawodowej i pilną potrzebę podjęcia pracy i zarabiania. Przeszła przez traumę urzędowych kontaktów, starań o zasiłki. Tworzyła się dla niej nowa rzeczywistość: bezrobotny mąż już z syndromem długotrwale bezrobotnego, z niepokojąco depresyjnymi zachowaniami, konieczność utrzymania syna i domu. Nie był to proces łatwy ani szybki. Po głębokim przepracowaniu problemu, po kilku małych krokach w tej nowej rzeczywistości – podjęła decyzję: „idę do pracy”. Została skierowana do pośrednika pracy. Pierwszym pomysłem było poszukiwanie dla Zofii pracy biurowej. Umie obsługiwać komputer, ma go w domu wraz z dostępem do internetu, syn może służyć pomocą. Wspólnie z pośrednikiem pracy wyszukano kilka ofert zatrudnienia przy prostych pracach biurowych, opracowano CV i wzory listów motywacyjnych. Ustalono, że pani Zofia roześle je pocztą elektroniczną pod wskazane adresy, że zrobi to szybko i tak samo będzie postępować z kolejnymi podsyłanymi jej przez pośrednika pracy ofertami. Lęk paraliżował ją nadal, zaczęła stosować uniki, nie wysyłała aplikacji. Po tym okresowym załamaniu podsunęła pośrednikowi następną możliwość zatrudnienia – sprzątanie. Poszła do pracy i po kilku godzinach przerwała ją. Powodów było co najmniej dwa: dość długi dojazd i 200 metrów kwadratowych do codziennego sprzątania. Zofia uznała, że przekracza to jej możliwości, odniosła też wrażenie, że nie potrafi porozumieć się z szefem. Po tym niepowodzeniu na ponad miesiąc przerwała kontakty z pośrednikiem pracy i Poradnią Spoza. Pośrednik pracy sugerował, że może taka praca nie jest jednak zgodna z jej aspiracjami. Po tym okresie „zniknięcia” przyszła do Poradni i oznajmiła, że podjęła pracę przy sprzątaniu i to na pełnym etacie. Pracuje tam znajoma, było więc bezpieczniej i stosunkowo niedaleko od domu. Zofia pracuje już kilka miesięcy i jest z tego zadowolona.
Opracowanie na podstawie opisu pośrednika pracy Pawła Bączkowskiego
Klaudia – 26 lat, studentka, orzeczony znaczny stopień niepełnosprawności z powodu czterokończynowego mózgowego porażenia dziecięcego. Może poruszać się wyłącznie na elektrycznym wózku inwalidzkim, nie może się obsługiwać. W Poradni pracowała ze wszystkimi specjalistami, etapem końcowym miał być coaching. Korzystała też ze wsparcia asystenta osoby niepełnosprawnej. Trudności z pisaniem pracy magisterskiej początkowo przedstawiane były przez beneficjentkę jako obawa przed skończeniem studiów i niepewnością przyszłości na etapie wkraczania w dorosłe życie zawodowe oraz znacznymi trudnościami natury technicznej związanymi z niepełnosprawnością. Klaudia określiła siebie, jako osobę spontaniczną. W trakcie coachingu odkryła prawdziwe motywacje działania i źródła oporu przed pisaniem pracy magisterskiej. Dalszy proces coachingowy dotyczył planowania i organizacji samej pracy. Podczas sesji beneficjentka odkryła swój sposób funkcjonowania – demotywację brakiem szybkich efektów oraz potrzebę ciekawości, jako czynnika pobudzającego energię. Towarzyszenie w układaniu planu dnia i tygodnia, jego modyfikacji do potrzeb i własnych możliwości, wspólne omawianie jego realizacji były podstawą nauki nowego i nieznanego do tej pory sposobu działania. Dotychczasowe zaniedbanie w tym obszarze związane było m.in. ze skłonnościami osobowościowymi, ale i jakością relacji z rodzicami beneficjentki. Klaudia w przeglądzie procesu określiła wzrost poczucia dorosłości. Wywiązywanie się ze zobowiązań wobec samej siebie przyczyniło się do wzrostu pewności siebie. Świadomość i nazwanie swoich słabości pozwoliło jej sformułować swoje potrzeby. Sukcesem można nazwać również przełamanie tendencji wycofywania się w obliczu przeszkód, czego wyraźnym przykładem jest m.in. podjęcie trudnej rozmowy z promotorem oraz wzrost asertywności w stosunku do pomagających jej wolontariuszy.
Opracowanie na podstawie opisu coach’a Agnieszki Kołtuniak
Konrad – 36 lat, wyższe wykształcenie ekonomiczne, kończy studia podyplomowe, ma umiarkowany stopień niepełnosprawności z powodu znacznego, obustronnego niedosłuchu. Pracował z nim doradca zawodowy, psycholog. Wkrótce okazało się, iż mimo wieku i wykształcenia, jest to człowiek skrajnie niezaradny, niezorganizowany. Nie ma stałego świadczenia, nie ma aparatów słuchowych, nie wie, jak samodzielnie załatwiać swoje sprawy; obraża się, obraża innych, pisze nieuzasadnione skargi, krzyczy. Ten krzyk pozwolił przypuszczać, że Konrad źle słyszy, a więc i nie rozumie. Tu mogło tkwić źródło jego agresywnych zachowań. Zespół specjalistów Poradni zlecił asystentowi, by mu pomagał w załatwianiu jego najpilniejszych spraw życiowych: po pierwsze aparaty słuchowe, po drugie stałe świadczenie i inne przysługujące dodatki. Oba kierunki działania asystent usiłował z Konradem załatwić jednocześnie. Były to: wizyta u lekarza pierwszego kontaktu i uzyskanie skierowania do lekarza audiologa; zapisanie do lekarza audiologa i ustalenie terminu wizyty; badanie u audiologa i uzyskanie zaświadczeń do NFZ i Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie w celu uzyskania dofinansowania na zakup aparatów słuchowych; złożenie w obu urzędach kompletu dokumentów; ponowna wizyta u lekarza audiologa, dobór i dostosowanie aparatów i oczekiwanie. Starania trwały ponad pół roku, Konrad ma aparaty, cieszy się z nich, łatwiejszy jest kontakt z nim. Nastroje ma nadal zmienne, ale całe zachowanie mniej agresywne. Można rozpocząć pracę w innych kierunkach, np. poszukiwanie pracy. Jednocześnie z aparatami załatwiano sprawę świadczeń i dodatków. Okazało się, że nie przysługuje mu renta, gdyż niedosłuch zdiagnozowano po ukończeniu 26 roku życia, więc nie może być to renta socjalna, nie przepracował też wystarczającej liczby lat (były to prace dorywcze i praca za granicą), by otrzymać rentę z tytułu niezdolności do pracy. Pozostawał zasiłek stały wypłacany przez pomoc społeczną. Niestety, okazało się, że Konrad wynajmuje swoje mieszkanie, czyli ma dochód. Tym samym upadła sprawa zasiłku stałego. Przygotowane zostało wystąpienie o zasiłek mieszkaniowy. Mamy nadzieję, że beneficjent weźmie sprawy we własne ręce, np. niebawem znajdzie pracę.
Opracowanie na podstawie opisu asystenta osoby niepełnosprawnej Krzysztofa Bugalskiego – kkr