Filip
Filip jest 10 letnim chłopcem, który przyszedł do Stowarzyszenia ze świata pełnego chaosu. Chaos ten dotyczył zarówno jego domu rodzinnego, w którym nie było jasnych metod wychowawczych, ani wsparcia dla chłopca, był natomiast wielki konflikt miedzy rodzicami, jak i szkoły. Tam także nauczyciele nie radzili sobie z agresywnym zachowaniem Filip, jego ignorancją w stosunku do nich, koledzy odrzucali, a koleżanki się go bały. Doszło już do sytuacji, w której chłopiec zostawał oskarżany za wszystko, tylko dlatego, że prawdopodobieństwo jego udziału w zdarzeniu było wystarczająco duże.
Filip zaczął uczęszczać na zajęcia terapeutyczne i stymulujące rozwój w październiku 2006 roku. Równocześnie jego mama uczestniczyła w warsztatach umiejętności wychowawczych. Na początku chłopiec był mało widoczny w grupie, spokojny, starał się być aktywny. Jednak po kilku spotkaniach zaczął bardzo emocjonalnie reagować na negatywne uwagi kolegów. Jego reakcje były niezwykle intensywne, nieadekwatne do sytuacji; wybuchał płaczem, krzyczał, przeklinał, groził, bił i uciekał z zajęć. Uparcie odmawiał rozmowy na ten temat, zachowywał się tak, jakby nic nie słyszał. Odgrażał się, że dopiero teraz pokaże jak potrafi się zachowywać. Miał poczucie bycia niesprawiedliwie potraktowanym, osądzonym. Swój żal kierował także do prowadzących. Im również się odgrażał, wyjątkowo agresywnie wyzywał. Takie sytuacje zdarzały się głównie w momentach, w których występowało zagrożenie bycia niesprawiedliwie ocenionym, gdy czyjaś wina nie została zauważona, gdy nie wszyscy zostali tak samo potraktowani.
Takie wybuchy agresji były dobrze znane zarówno mamie chłopca, jak i nauczycielom. W szkole sytuacja była postawiona „na ostrzu noża”, z groźbą wydalenia, zaangażowania do pomocy straży miejskiej lub ewentualnie zapewnienia chłopcu indywidualnego toku nauczania. Nikt nie miał pomysłu na prawdziwą pomoc Filipowi
Na pierwszych spotkaniach dla rodziców mama chłopca sprawiała wrażenie osoby bardzo lękowej, zagubionej, pozbawionej wsparcia. Była zaskoczona istnieniem placówek, które mogą wesprzeć ją i pomóc synowi. Nie wiedziała jak ich szukać. Nerwowo spisywała adresy. Dopytywała się, jakie dokumenty są potrzebne. Wciąż jednak wydawało się, że taki natłok informacji bardziej ją przeraża niż daje nadzieje. Absolutnie wątpiła w swoją sprawczość, w to, że może coś zmienić, że może mieć na coś wpływ. Bardzo bała się konfrontacji z osobami, które według niej były ważniejsze i mogły decydować. Na spotkania z nauczycielami chodziła przerażona, za wszystko przepraszała. Przy takiej postawie matki, te spotkania nie przynosiły żadnego rezultatu. A sytuacja chłopca bardzo się pogarszała.
Ojciec chłopca mieszka z rodziną, natomiast nie bierze udziału w wychowaniu dzieci. Nie pojawia się także w opowieściach mamy, ani chłopca. Nie jest wsparciem dla nikogo.
Z czasem i po kilku rozmowach z Filipem, podczas których chłopiec wydawał się ignorować mówiącą, siedział odwrócony tyłem, lekceważąco wzruszał ramionami itd., a terapeutka powtarzała, jak bardzo jest ważny i dla niej i dla grupy, jak bardzo wszystkim zależy, żeby nadal chodził, że bardzo się o niego boi, gdy tak zdenerwowany wybiega z zajęć i ucieka, ile zyskuje na zajęciach, ilu ma tu kolegów- wybuchy przestały się powtarzać. Filip coraz lepiej zaczął nad sobą panować. Starał się kontrolować swoje agresywne impulsy, zaczął reagować na komentarze, uwagi prowadzących. Nawiązał także bliższy kontakt z wybranymi kolegami. Odważył się pokazać, że bardzo mu na grupie zależy. Potrafił też zwerbalizować, co mu przeszkadza, co wywołuje jego złość. A na ostatnich zajęciach, podczas których podsumowywaliśmy przebieg terapii, Filip powiedział, że u nas dowiedział się, że „jest fajny”! i napisał „nauczyłem się lepiej panować nad sobą”.
Wielką pomoc w dotarciu do takiego funkcjonowania otrzymał Filip od mamy. To ona, spośród wszystkich mam uczestniczących w warsztatach, najbardziej się zmieniła. Nabrała pewności siebie, przestała się wszystkiego bać, a przede wszystkim przejęła kontrolę nad chaosem. Zaczęła chodzić do nauczycieli sama, a nie tylko wzywana. Odważnie mówić im, co ona może zrobić, ale co oni, w związku z tym mogą zaproponować w sprawie pomocy dla Filipa. Nawiązała współpracę z pedagogiem szkolnym. Zaczęła egzekwować swoje i dziecka prawa (np. udowodniła wychowawczyni, że nie ma prawa straszyć dziecka wezwaniem straży miejskiej i ich interwencją). Stała się aktywna, a nie , jak dotychczas- bierna. Taka postawa dodała jej pewności siebie. Widać to było nawet w postawie mamy, jej sposobie mówienia, pozycji w grupie. Chętnie korzystała z rad, podpowiedzi wychowawczych i sposobów radzenia sobie z trudnym dzieckiem. Dostała także wielkie wsparcie od pozostałych mam.
Przed nimi na pewno jeszcze długa droga do wyprostowania problemów szkolnych, ale przede wszystkim tych, związanych z emocjami chłopca. Wciąż będą potrzebować wsparcia w nauce rozpoznawania i nazywania swoich uczuć, w formułowaniu oczekiwań względem siebie, bez poczucia winy. Ale najtrudniejsze mają już chyba za sobą: przerwali łańcuch bierności, bezradności, smutku i lęku. I zobaczyli- na pewno, że ich nastawienie i działania przynoszą efekt!!!